Dwójka osób, która miała do przekazania jakieś informacje, to było rodzeństwo. Młodzi dorośli wydawali się dość mocno skrępowani obecnością gliniarzy i ogólnie, skalą tego wszystkiego. Wciąż spoglądali na siebie, niezbyt pewni, czy zgłoszenie się było rzeczywiście dobrym wyjściem. Czy ich informacje rzeczywiście były tak istotne? Może powinni powiedzieć tak jak reszta, że w całym tym hałasie niczego nie słyszeli? W końcu sporo też dziś przeszli, być może gdyby weszli do sklepu nieco wcześniej, to też byliby świadkami strzelaniny. Chociaż z drugiej strony, to porywacz nikogo postronnego nie skrzywdził.
Jednak teraz już tutaj byli, więc jakie to miało znaczenie? Musieli wypić piwo, którego sobie nawarzyli. Dziewczyna zwróciła się jako pierwsza do detektywa Brandta, jako iż jej brat raczej wolał zostać z tyłu i dać siostrze poprowadzić. Spojrzała na niego, chcąc się upewnić, że rzeczywiście to dobry pomysł i powiedziała:
“ To... Dobrze. Dobrze was poznać. Chcielibyśmy szybko to załatwić i móc pojechać do domu...”
Rodzeństwo wydawało się nie czuć specjalnie Komorowo, nawet w obecności tabunów policji. Widać było, że chłopak przegląda na swoim telefonie Cleveland Live, chcąc sprawdzić, o czym już pisze prasa i co się tutaj rzeczywiście wydarzyło.
“ Widzieliśmy... jakąś kobietę na parkingu, która miała w rękach to krzyczące dziecko? Taką blondynkę. ”
Dziewczyna od razu wypaliła, nie czekając nawet na kolejne słowa detektywa czy agentki.
Agentka Clarke miała zdecydowanie sporo na swojej głowie. Zagubiona w śledztwie, ciężko jej było dostąpić kroku, a detektyw Brandt wcale nie starał się poprawić tej sytuacji. Nie pomagał jej, wręcz dzieliły ich dwie ekspertyzy i style prowadzenia śledztwa, pozostawiając agentkę w cieniu. Rachel czuła, że coś jest nie tak. Poczuła, że powoli zaczął oblewać ją zimny pot. Pobladła, a słowa świadków zaczynały zlewać się w jeden, niezrozumiały bełkot. Świat wydawał się niewyraźny. Chciała się napić. Może powinna pójść do toalety?
@Rachel Clarke @Jake Brandt